Trafiony, zatopiony

Trzecie sieciowe uderzenie ze stajni Wargamingu przypomina salwę z przynajmniej dziesięciu baterii ogniowych. „World of Warships”, trzecia odsłona sieciowej strzelanki w wojennych klimatach,
"World of Warships" - recenzja
Trzecie sieciowe uderzenie ze stajni Wargamingu przypomina salwę z przynajmniej dziesięciu baterii ogniowych. "World of Warships", trzecia odsłona sieciowej strzelanki w wojennych klimatach, wdziera się na rynek gier z prędkością kilkudziesięciu węzłów. 



Struktura gry pozostaje taka sama. Jeśli graliście w „czołgi” bądź „samoloty”, bez problemu odnajdziecie się w drzewkach rozwoju "World of Warships". Sprawa jest też o tyle ułatwiona, że w „okrętach” mamy do wyboru tylko dwie nacje: Stany Zjednoczone i Japonię. Bonusowo możemy pograć kilkoma statkami radzieckimi, ale dostępne są one tylko w wersji premium. Podobnie jak w poprzednich grach Wargamingu okręty podzielone są na kilka klas, ale tylko z pozoru znajdziemy paralelę pomiędzy artylerią a pancernikiem. Choć gra jest znacznie spokojniejsza niż potyczki czołgów czy samolotów, nie oznacza to, że pancernik będzie siedzieć na krańcu mapy i liczyć na to, że pociski – po przeleceniu piętnastu kilometrów – trafią w cel.



Na zmianę dynamiki walki składa się wiele czynników. Pierwszym, najbardziej oczywistym, są okręty jako takie. Trudno porównywać inercję nawet najcięższego pojazdu z dziesiątkami tysięcy ton jakiegoś pancernika. Kontrola prędkości to jedna z kluczowych kwestii w "World of Warships". O ile niszczycielem i tak z reguły prujemy na pełnym albo prawie pełnym gazie, o tyle w przypadku krążowników i pancerników nie jest tak łatwo. Zwłaszcza te drugie, potężne kolosy z ogromnymi bateriami burtowymi, są dość toporne w sterowaniu. Gdy z pełnej prędkości przejdziemy w całą wstecz, statek pchany siłą bezwładności i tak przepłynie dobre kilka długości kadłuba, zanim zacznie wytracać prędkość. Ma to niebagatelne znaczenie dla efektywnego unikania wrogiego ognia.



Ostrzał w "World of Warships" nie należy do łatwych rzeczy. Na początku zasięg naszych okrętów (głównie z początków XX wieku) to około 10 kilometrów. Pocisk potrzebuje około ośmiu sekund na przebycie tego dystansu. Wyobraźmy sobie, że puściliśmy kontrolny strzał, trafiliśmy, a następnie walimy ze wszystkich baterii burtowych w stronę wroga. Trafimy? Niekoniecznie, bo wystarczy, że nasz przeciwnik wrzuci całą wstecz. Każda sekunda lotu pocisków to sekunda wytracania prędkości wrogiego okrętu i tym samym konieczna korekcja przy następnej salwie. Atmosfera gęstnieje zwłaszcza wtedy, gdy sterujemy nie w miarę szybko przeładowującym pociski krążownikiem, ale pancernikiem, który oddaje co prawda potwornie mocne salwy, ale raz na trzydzieści sekund. Wtedy trafienie bądź pudło to często kwestia życia i śmierci. Statki zostały odwzorowane bardzo wiernie i poza samą grą przydaje się przeglądanie rysunków technicznych, choćby po to, by wiedzieć, co to jest tzw. cytadela i dlaczego najlepiej przydzwonić w nią pociskami przeciwpancernymi, a nie zapalającymi. 



Zupełnie inaczej mają się sprawy, gdy sterujemy niszczycielami czy lotniskowcami. Te drugie w ogóle nie biorą bezpośredniego udziału w walce i najlepiej kryć się nimi gdzieś na obrzeżach mapy. Mają za tę unikalną zdolność wysyłania w powietrze różnych formacji lotniczych. Samoloty sterowane są półautomatycznie. Gracz na specjalnej mapce taktycznej wskazuje cele swoim eskadrom, a one lecą tam, by wykonać daną misję. Na wyższych poziomach meczów nie ma nic bardziej frustrującego niż jakiś szczęśliwiec, który przedarł się przez ogień działek przeciwlotniczych i puścił w stronę naszej burty wiązkę torped.

Głównym dostawcą pędzącej pod wodą śmierci są jednak niszczyciele. To zresztą – obok pancernika – chyba najtrudniejsza do opanowania klasa okrętów. Pancernik jest idealny do zatapiania wrogów, ale tylko wtedy, gdy zdoła podpłynąć na około cztery kilometry, wypuścić serię torped i podczas panicznej ucieczki przeżyć ostrzał przeciwnika. Kluczem do sukcesu jest krycie się pomiędzy wysepkami, które często wyściełają mapę. Zdarza się, że wraz z początkiem meczu kilku graczy kontrolnie strzela w miejsca, w których najczęściej kryją się niszczyciele. Ta przezorność jest zrozumiała – gdy wejdzie nam na cerę pełen zestaw torped, w zasadzie kończymy grę. 



Niebagatelne znaczenie ma też wybór nacji, którą będziemy grać. Oczywiście można rozwijać zarówno Amerykanów, jak i Japończyków, ale bez konta premium szybko skończą nam się miejsca w doku, a i doświadczenie zdobywane nawet po zwycięskich meczach pozostawia sporo do życzenia. Warto się zatem zastanowić, czy celujemy raczej w niszczyciele i lotniskowce (Japonia), czy wolimy załatwiać sprawy po męsku i zalewać przeciwników deszczem ognia z St. Louisów lub Clevelandów.

Wzorem poprzednich gier i "World of Warships" jest grą darmową z możliwością wykupienia opcji premium. Grałem przez jakiś czas na rozszerzonym koncie, by potem przeskoczyć na opcję darmową i, szczerze mówiąc, poza sporadycznym wykupywaniem sygnałów i maskowania nie odczułem dużej różnicy. Dzieje się tak głównie dlatego, że w przeciwieństwie do czołgów mała liczba punktów doświadczenia w opcji darmowej nie jest tak bolesna. Gry uczymy się znacznie dłużej niż poprzednich produkcji Wargamingu, a przy tym każdy mecz to – dosłownie – ocean miodności i adrenaliny. 



Tworzenie własnej narracji w grze, która takowej nie posiada, to największa zaleta "World of Warships". Nowa produkcja Wargamingu jakimś cudem wpada w tę kategorię gier, o których możemy z wypiekami na twarzy opowiadać przy piwie czy wódce, o różnych akcjach, które napawają nas dumą, o safandułowatych nowicjuszach i tym idiocie, który znowu wypłynął pancernikiem na sam środek mapy. Kto wie, być może za pół roku Wargaming zepsuje okręty jakimiś przedziwnymi aktualizacjami albo idiotycznymi dodatkami dostępnymi tylko za grube pieniądze. Gra jest też na razie dość goła w samouczki i wiele rzeczy znajdziemy dopiero w gąszczu analiz na forach. Ale w momencie premiery, gdy "World of Warships" wypływa z doku, jest po postu rewelacyjnie.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones